Pastele na paznokciach kocham o każdej porze roku, choć jesienią i zimą staram się malować je ciemniejszymi kolorami.
Jednak jestem na wyjeździe, a jak ogólnie wiadomo na wyjeździe się nie liczy, więc strzeliłam sobie jasnoszary na poprawę humoru.
Ważne jest, żeby przy takim kolorze mieć choć odrobinę opaloną skórę, w przeciwnym wypadku wygląda jak na paznokciach zombie we wczesnej fazie rozkładu.
Kolor opisany jako zielona szałwia, jednak z zielonym ma tyle wspólnego co ja ze żniwami. Umówmy się- nie ma kurwa opcji.
Lakier ładnie się nakłada, ma idealnie wyprofilowany szeroki pędzelek i dobrze wygląda. O ile coś może dobrze wyglądać na moich łapach, które nie widziały manikiurzystki od bożego narodzenia- nie mam na to czasu ostatnio. Wszystko robię sama, wtedy kiedy mam wolne pięć minut, i nie zapowiada się na ten moment, żeby coś miało się zmienić. Chyba zresztą widać jak udało mi się upierdolić końcówkę w palcu wskazującym.
Jak na razie 5 dni na paznokciach i do piątku myślę da radę, bo ja nie mam wcześniej czasu do cholery, na zabawy ze zmywaczem.
EOT