W weekendowe popołudnie, w dni kiedy postanawiam trolować w dresach, prawie zawsze znajduję czas na spacer do TK Maxx’u. Nie planuję wtedy żadnych konkretnych zakupów, bo nie po to chilluję, żeby napinać się podczas spaceru po sklepie. Zanurzam się wtedy w alejki z gadżetami domowymi, kosmetykami i psimi pizdrykami- nowych szeleczek nigdy za wiele. Tym razem upolowałam jednak nieco inny stuff. A mianowicie:
- Nową filiżaneczkę do picia kawki– moja ostatnia, ulubiona, została zmiażdżona w silnej łapce mojego małżona i tak dokończyła swojego żywota. Trochę za nią płakałam, ale byłam pewna, że za chwilę znajdę nową, piękną, i tak też się stało. Ta jest mała, księżniczkowa i cała w drobne kwiatuszki. Trochę za mała jak na poranną kawkę, ale muszę jej to wybaczyć, przynajmniej do następnych zakupów.Kosztowała całe 29 zeta- całe nic.
- Pastelowy, żółciutki lakier do paznokci– w temacie kupowania lakierów do paznokci w sklepach już pisałam. Mam średnie doświadczenia, zazwyczaj są stare i szybko gęstnieją, a jeszcze szybciej odpryskują. Niemniej jednak nie jest w stanie przejść obok nich obojętnie i z uporem maniaka wracam po kolejne. Niech tylko zrobi się cieplej, a użyję tego pastelowego kolesia, bo dziś jeszcze nie przystoi. W związku z tym ciężko stwierdzić czy to udany, czy też nieudany zakup. We will see. Zapłaciłam za niego 16,99, większość lakierów w TK Maxxie tyle kosztuje i wszystkie strasznie kuszą.
- Krem do rąk- ostatni w pracy już dawno mi się skończył, a w czasie zimowo- wiosennym moja skóra potrafi się sypać jak dzisiejsza młodzież. Kiedy widzę opakowania w pastelowe małe wzorki dostaję pierdolca i muszę mieć je wszystkie. Krem ma ładne pudełeczko i jeszcze ładniejszą, metalową tubkę. Minusem jest to, że nie dało się jej otworzyć, zakrętka nie miała specjalnego otwieracza i Kuba musiał użyć zęba, a przecież wiadomo, że to niedobre dla szkliwa. Dodatkowo kiedy chciał wycisnąć krem zmiażdżył totalnie opakowanie, zupełnie jak moją ostatnią filiżankę, przez co zaczęło wyglądać jak sfilcowana szmata i pomimo mojego wygładzania, kiedy to łypałam na Kubę złym okiem grożąc, że już nigdy nie dostanie kremu w swoje ręce, tubka wciąż wygląda na zmęczoną życiem. Dodatkowo krem śmierdzi starą babą, starą szafą i lawendą- straszna mieszanka za jedyne 24,99 zł.
Dwa fajne zakupy i jeden fatalny. Wygrana jest moja.