Wstałeś sobie dziś tak wcześnie człowieku, wcześniej niż zwykle, że aż miałeś czas żeby w spokoju się poprzeciągać, poczytać co się działo na Fejsiku przez cała noc, a że jesteś strażnikiem internetów, to i na Insta też musisz zerknąć. A co taki Twitterek pozostawiony sobie? Na chwileczkę też trzeba wejść na Google+ bo takie samotne.
A o proszę, Pan Orzech sie pakuje na łóżko i żadą zabawy, to co masz z Panem Orzechem się nie pobawić? No jak to? A tu Kuba też oko otwiera, to jeszcze pięć minut drzemeczki i przytulasków. Do tego poranne gawędy, śmiechy, opowiadanie snów, pomysły na nowy wpisik.
A tu kurwa, ja pierdole, już ta godzina?!
Jeżeli więc często udaje Ci się drogi czytelniku przepieprzyć cały poranek na głupoty, to już na robienie śniadania nie ma czasu. Całe szczęście, że matka natura zrobiła to za Ciebie, pozostaje tylko skoczyć do sklepiku pod blokiem po świeży pieczyw.
Złap dojrzałe awokado, przekrój na pół, wydrąż, rozgnieć widelcem i dopraw: odrobinę soku z limonki, świeży czarny pieprz, sól himalajska i płatki chilli. Żryj dziekując światu, że zaoszczędziłeś kilka minut na zrobienie śniadania, które (minuty, nie śniadanie) za chwilę przepieprzysz na jakieś głupoty, a do pracy i tak sie spóźnisz.
Pozdrawiam, spóźniona ja.