Ktoś kiedyś powiedział, że nie ma brzydkich kobiet, są tylko zaniedbane.
Czy ja się z tym zgadzam?
Bitch please. Ani trochę.
Ludzie są różni i dużo można gadać o wewnętrznym pięknie i pewnie nawet ktoś tam tak wewnętrznie piękny jest, ale dopóki nie jest to opakowane w równie piękne ciało- who cares?!
Oczywiście, można z tym polemizować. Można się nie zgadzać, można uważać to za krzywdzące. Ale rzeczywistą polemikę podjęłabym tylko z kimś, kto zakochał się w mało atrakcyjnym pasztecie od pierwszego wejrzenia.
Oczywiście „spasztecenia wczasiezwiązkowego” w to nie wliczamy. Jak wiadomo jest dość powszechne. A już zwłaszcza po urodzeniu pierwszego bachora. Anyway…
…kobiety można podzielić na:
- cholernie brzydkie/brzydkie- to ten gatunek, który i w makijażu i bez wygląda fatalnie. Po przebudzeniu się w oparach alkoholowych u ich boku można wrzasnąć z przerażenia. Śmiało można zacytować tu klasyk: Młody kojot jest w stanie odgryźć sobie łapę, kiedy wpadnie w sidła wąsatego meksykanina. – w tym przypadku wąsatym meksykaninem jest brzydka kobieta właśnie. To sytuacje, w których nie pomoże siłownia czy dobrze dobrany fluid.
- średniaki z potencjałem/ i bez- ani wyjątkowo brzydkie, ani przesadnie ładne. Jest to największa grupa kobiet. Od tych egzemplarzy o których czasem myślę, że zaciągnęłabym za włosy pod prysznic i wyszorowała porządnie szczotką ryżową, do tych którym nie zaszkodziłaby wizyta u kosmetyczki czy też dobry fryzjer, o wizażyście czy styliście nie wspominając, żeby wykrzesać z nich coś w miarę rozsądnego w kontekście wyglądu zewnętrznego.
- atrakcyjne kobiety tudzież mega dobre kobiety pistolety. Nic dodać nic ująć. Atrakcyjne, świetnie wyglądające, wiedzące doskonale jak ukryć mankamenty urody i podkreślić atuty. Wypracowana figura, zadbane włosy, paznokcie, skóra, zęby i zewnętrzny look. Relatywnie najmniejsza grupa i właściwie nie o nich jest ten wpis.
Po co to wszystko? Jakie wnioski?
Otóż to co mi się nasuwa od razu na myśl to to, że grupa pierwsza i druga to ta, która na siłę stara się wskoczyć do grupy numer trzy, a im bardziej się stara, tym większa żenada wychodzi. I tak dzień w dzień na portalach społecznościowych jestem zmuszona przeglądać pseudo sesje zdjęciowe, pseudo modelek z pasztetowymi mordami, w pseudo modelowych pozach. I smuci mnie to ogromnie, że laski z końskimi twarzami na niebotycznych obcasach pokazują dupę jakimś wiejskim mentalnie pseudo fotografom, którzy chcieliby kiedyś mieć porządne porfolio, ale nie będą, gdyż robią zdjęcia pokroju mojego focenia kubka kawy na Instagram. Litości, daruj.
Świat byłby dużo piękniejszy, gdyby niektórzy zdali sobie sprawę, że modelkami i fotografami nigdy nie zostaną. Ułatwiłoby mi to konsumpcję porannej tofucznicy, która dość często staje mi w gardle, kiedy jestem zmuszona te dzieła oglądać.
Zazwyczaj łączy te wszystkie wypociny modelingowe wspólny mianownik. Koński ryj, średnie cielsko nie znające siłowni, atłasowa tandetna bielizna tudzież atłasowa pościel. Tanie szpilki- umówmy się, po tanich butach zawsze widać, że są tanie. Tanie i chujowe. Kurewska mina np. na rybkę, z lekko otwartymi ustami ociekającymi błyszczykiem, bo dużo znaczy dobrze. Albo dziubek z paluszkiem i mętne spojrzenie- z oczu zieje niedorozwój drugiego stopnia, w głowie zachodzi jakiś proces, ale nie jest to myślenie.
Dokąd to wszystko zmierza?
Kiedy pasztet zrozumie, że jest pasztetem i skończy się ośmieszać?
Co musi się stać, żeby przestał czuć parcie na szkło i wykładać się w negliżu przed Kodakiem z wielkim obiektywem?
I wreszcie: dlaczego brzydkie laski są jednocześnie w wielu przypadkach tak bezdennie głupie. Podobno inteligencja rzadko idzie w parze z urodą, wiec szansa na bycie brzydko mądrą wzrasta, a tu na każdym kroku takie szarganie stereotypów. Już w nic nie można wierzyć.
Śmieszy mnie to i żenuje, a jednocześnie uzmysławia, że chyba pora na sesję w atłasowych stringach na skrawku runa leśnego.
Just for SWAG bitch.