Na dodanie do domowej biblioteczki „Pokolenia Ikea” Piotra C. czekałam jakieś dwa miesiące.
A ja nienawidzę czekać.
Cóż mogę rzec po jej wchłonieciu? Czarny…Ty pizdeczko.
To wszystko co mam do powiedzenia. Świerszcze! Kurtyna!
A poważnie, nic mnie bardziej nie wkurwia niz książki, które mają pięć stron. Kończą się zanim na dobre zaczniesz czytać. Ja kocham zasiąść z konkretnym tomiskiem, które powoduje, że drętwieje mi ręka od trzymania, a kiedy upadnie na twarz podczas czytania przy leżeniu na plecach, miażdży czaszkę. „Pokolenie Ikea” do takich książek nie należy. Zdążyłam zacząć, kilka razy parsknęłam śmiechem i książka się skończyła.
Fabuła to utrzymana w humorystycznym tonie historia z życia megajebaki, total casanowy Czarnego, zaliczającego laskę za laską i poprawiającego to kolejnymi laskami. A jednak jak to i w życiu bywa, w końcu trafiła kosa na kamień, i pomimo tego, że książka nie kończy się happy endem i pozostawia wszystko w niedopowiedzeniu, można domniemywać, że Czarny i jego korpo koleżanka Olga skończą w słodko pierdzącym związku.
Piotr C. kurwi tak często jak ja i calość książki utrzymana jest właśnie w tym tonie. Niby powinno to do mnie trafiać, bo jestem polskim japiszonem, robiącym karierę, żyjącym w szklanych domach, świetnie odnajdującym się w korpo, biegnącym za niczym skurwysynem. Kocham luksus, zarabianie hajsu, wspinanie się po szczeblach kariery i poczucie wyższości. Powinno przemawiać, ale nie przemawia.
Ani w tym fabuły, ani polotu. Niektóre teksty suche jak pochwa zakonnicy, infantylny bełkot. Całość książki można zawrzeć w zdaniu: „Będzie jebanie czy nie, oto jest pytanie.”
Można doszukiwać się na siłę jeszcze kilku ponadczasowych prawd, np. w stylu „pieniądze szczęścia nie dają”- ale kto w to kurwa uwierzy?
Mierna psychoanaliza zachowań męsko-damskich, kilka dokładnych i szczegółowych opisów kitraszenia, marne dialogi i powielanie stereotypów. Skrajny konsumpcjonizm, hedonizm, prokrastynacja, plastikowe postacie i plastikowe emocje.
Tak chujowe to wszystko, że aż kupię drugą część, lubię mieć takie gówno do zaśmiecania strychu kiedy jadę metrem.
Świerszcze! Kurtyna! Brutus pedał!
fot. www.upolujebooka.pl